O DŻDŻOWNICY


Aktywność dżdżownic w winnicy ma kapitalne znaczenie dla jakości uzyskanych gron. Ergo: dla jakości tłoczonego z nich wina. Powodami podobnego stanu rzeczy są:


1. Ulubionym zajęciem naszej bohaterki jest wędrowanie tam i z powrotem wzdłuż korzeni winnej latorośli, dzięki czemu otaczająca korzeǹ ziemia jest spulchniana i napowietrzana.

2. Praktycznie dżdżownica to nic innego jak tylko jeden, długi przewȯd pokarmowy. Smakołyki jakie wchłania przodem, wydziela następnie tyłem w postaci już przetworzonej. Przetworzonej na najlepszy jaki zna Matka Natura humus. Humus rzeczony pozostaje na korzeniu i jest przez niego systematycznie wchłaniany. Nie trzeba chyba tłumaczyć jakie kluczowe znaczenie ma to dla samej rośliny, a przez to dla jakości rodzonych przez nią gron, a w konsekwencji wytwarzanego z nich wina.

Dżdżownice, ktȯre w dzieciǹstwie zwykliśmy nazywać rosȯwkami ilekroć wybieraliśmy się na ryby, zdumiewają i zaskakują nas jeszcze innymi przymiotami.
Wiele poważnych autorytetȯw naukowych twierdzi, iż jest to jedyne stworzenie (robak ?, zwierzę ? – sam nie wiem !), ktȯre może uratować ludzkość przed samozagładą. Samozagładą, do ktȯrej nieuchronnie prowadzi systematyczne wyjaławianie naszej Matki Ziemi za pomocą przerȯżnych pestycydȯw, herbicydȯw, fungicydȯw, randapȯw i tym podobnych wynalazkȯw wspȯłczesnej chemii. Istnieje poważne zagrożenie, iż o ile podobne trendy będą nadal utrzymywane, to ziemia albo w ogȯle przestanie rodzić plony, albo te plony staną się jednym upiornym miszmaszem „osiągnięć” naszej cywilizacji. Bez żadnego smaku, ale za to „wyględne jak z obrazka”.

Jedynym ratunkiem przed tym samobȯjstwem, może się właśnie okazać nasza bohaterka, czyli poczciwa rosȯwka. Materia organiczna, w czasie swojej wędrȯwki przez przewȯd pokarmowy dzielnego robaczka, wzbogacana jest w sposȯb ciągły we florę mikrobakteryjną, ktȯra to flora ma kluczowe znaczenie dla powstania najlepszego, bo naturalnego nawozu. Krȯtko mȯwiąc, dzięki właśnie temu procesowi, humus produkowany przez dżdżownice zawiera w sobie (franc) phytonomes (?), niezbędne do prawidłowego rozwoju i wzrostu wszystkich roślin na naszym globie.
Wyjałowiona chemią ziemia jest pozbawiona naturalnego humusu, pozbawiona jest więc możliwości dawania plonȯw i wȯwczas z jedynym ratunkiem mogą przyjść nam właśnie dżdżownice.

Na całe szczęście jest ich bardzo wiele, właściwie to aż trudno uwierzyć jak wiele. Trudno uwierzyć, ale za to dziecinnie łatwo sobie wyobrazić. Gdybyśmy na jednej szali wirtualnej wagi położyli wszystkie zwierzęta zamieszkujące w tej chwili kulę ziemską, a na drugiej wszystkie dżdżownice, to ta ostatnia szala by przeważyła ! Przyjmuje się, iż na jednym ha jest ich od 1 do 2 mln tzn. od 1 do 5 ton / 1 ha. Innymi słowy można z największą dozą prawdopodobieǹstwa przyjmować, iż w Polsce mieszka ich na dzieǹ dzisiejszy od 60-u do 120-u mln ton. I to bez meldunku.


Największą wadą dżdżownic, a może wręcz jedyną, jest ich totalna nieodporność na środki chemiczne stosowane w rolnictwie. W takiej sytuacji albo giną, albo przeprowadzają się na inne, bardziej przyjazne obszary.
Istnieje wielkie prawdopodobieǹstwo, iż gdybyśmy im nie dokuczali i dali żyć w spokoju, to ludzkość uniknęłaby klęsk powodzi. Jak już wiemy całe życie robaczka polega na bezustannym drążeniu korytarzy, czy to wzdłuż korzenia winnej latorośli, czy to po prostu w ziemi. Ziemia nasycona podobnymi korytarzami staje się chłonna niczym gąbka i potrafi wchłonąć praktycznie każdą ilość wody. Pod warunkiem jednak, że nie będziemy tam czy to zabijać, czy to zmuszać do emigracji jakże zasłużonych stworzonek.
Wracając głȯwnego tematu, a więc do aktywności rosȯwek w winnicy i o wpływie rzeczonej na jakość wina. W tym kontekście, konieczne wydaje się być zdanie sobie sprawy, iź system korzeniowy winnej latorośli jest nad wyraz silnie rozbudowany (obrazek), a więc nasze robaczki mają zawsze bardzo długie dystanse do pokonania i multum pracy do wykonania. Ponadto korzenie, w poszukiwaniu wody, potrafią przebijać się do głębokości kilku metrȯw (młode winnice), kilkunastu metrȯw (stare winnice), a w niektȯrych regionach dochodzić do 70-u metrȯw (winnice pirenejskie). Co prawda jeden z moich burgundzkich przyjaciȯł, „człowiek wina” opowiadał mi, że długość głȯwnego korzenia może dochodzić nawet do 300 metrȯw, ale do dzisiaj nie udało mi się tego potwierdzić w dostępnych materiałach źrȯdłowych. Prawdopodobnie właśnie z takich, a nie z innych powodȯw, uprawy bio i biodynamiczne przekładają się najbardziej widocznie na jakość finalnego produktu. W tym wypadku – wina. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, iż to właśnie dżdżownice przyczyniają się w ogromnym stopniu do powstawiania najbardziej cennych win.
Są one rȯwnież bardzo lubiane przez wędkarzy i archeologȯw. Przez tych pierwszych z przyczyn oczywistych, natomiast w drugim wypadku okazuje się, że na skutek ich mrȯwczej zaiste i nigdy nie koǹczącej się aktywności, cenne przedmioty zagrzebane dotychczas głęboko w ziemi, niejako „wędrują” ku powierzchni, aby stać się znaleziskami wniebowziętych archeologȯw.

Istota ludzka nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała niezwykłych, wyżej opisanych, umiejętności i nie zrobiła na tym całkiem lukratywnego biznesu. Zaprzęgnięto bowiem jedną z najbardziej humuso-produktywnych odmian naszego robaczka (Red Hybrid of California) do przerabiania odpadȯw organicznych (np. koǹski obornik) na Humus de Luxe. Zasada jest bardzo prosta: do izolowanej przestrzeni (np. kontener, rȯw w ziemi itp.) wrzuca się materiał do przerobienia np. obornik, posypuje się go dżdżownicami, ktȯre przykrywa się kolejną warstwą materiału do przerobienia. W czasie suszy należy podlewać to wszystko od czasu do czasu, a po mniej więcej trzech miesiącach oddzielić robaczki od humusu. Humus spieniężyć przy pomocy transakcji kupna-sprzedaży na wolnym rynku, a Red Hybrid of California (ale nazwa ! sic !) użyć do kolejnej, identycznej operacji. Samo oddzielenie dżdżownic od gotowego humusu jest dziecinnie proste. Kiedy bowiem skoǹczą swoją mozolną i siermiężną pracę i nie mają już nic do jedzenia tzn. przerobienia, z własnej, nieprzymuszonej woli wyłażą na powierzchnię, skąd zgarnia je się przy pomocy prostego narzędzie, popularnie zwanego szuflą.

Copyright © by Adam Stankiewicz

O DACHU, KTÓRY W POŁOWIE JEST BAJECZNIE KOLOROWY, ALE ZA TO W POZOSTAŁEJ POŁOWIE, CZARNY, AŻ DO BÓLU



Dawno, dawno temu, 2 000 lat, a może i dawniej, po północnych regionach obecnej Unii Europejskiej, przemieszczał się lud wędrowny „włochaty, mający po dwa metry wzrostu i bełkoczący w języku niezrozumiałym dla innych”.. Lud ten, w swojej nieustającej, typowo nomadzkiej wędrówce na dłużej „zahaczył” się kiedyś, na bałtyckiej wyspie Bornholm, zwanej za czasów Wikingów – Burgundarholm.

Kiedy już włochatym troglodytom, pobyt na bałtyckiej wyspie się znudził, wyruszyli pewnego pięknego, bałtyckiego poranka na południe i przeprawili się na swoich śmigłych łodziach, na złote plaże naszego, dzisiejszego Pomorza. Wędrując tak, i wędrując dalej na południe, zainstalowywali się kolejno na modrymi (podówczas) wodami Odry, Łaby i Renu.

Można chyba przyjąć z ogromną dozą prawdopodobieństwa, iż kiedy tylko dotarli do stromych, urwistych i jakże malowniczych zboczy opadających do Mozeli i Renu, zaświtało im, przemożne przeczucie, iż to właśnie uprawa winnej latorośli i wytwarzanie największych win świata, stanie się ich ostatecznym przeznaczeniem.

Od tych zamierzchłych w istocie rzeczy czasów, minęły setki lat i Burgundia wyrosła na równie potężne, co prężne Państwo, starannie zarżądzane przez diuków Burgundii. To właśnie polityka stanowiła prawdziwy żywioł diuków. Burgundia wyróżniała się tak staraniami na rzecz zjednoczonego państwa, jak i błyskotliwością dyplomacji. Przyjętym powszechnie stało się rządzenie w oparciu o ustalone procedury, zwyczaje, a także i na prostym przyzwoleniu. Diukowie Burgundii, jak i ich dwory były równie bogate i rozrzutne, jak wspaniałomyślne i dobroczynne w stosunku do swoich podwładnych, a w szczególności do tych najuboższych.

Niech przykładem tutaj będzie fragment dokumentu skierowanego przez diuka Filipa Dobrego do mieszkańców Gandawy:

Ja Filip francuski, diuk Burgundii, hrabia Flandrii i Artois, palatyn Burgundii […] ogłasza wszem i wobec: niech […] nasi umiłowani poddani […] z dobrego miasta Gandawa, którzy pokornie zwrócili się do nas o łaskę , wiedzą, iż wybaczamy im wszystkie przewinienia […] i potwierdzamy w pełni rzeczone obyczaje, przywileje i nadania, o ile będą nam w pełni posłuszni.

Inną prawdziwą historią, która jakże doskonale świadczy o zwykłej, ludzkiej dobroci i trosce o los najuboższych, niech będzie historia Nicolas Rolin i jego małżonki. Otóż Nicolas Rolin piastował nadzwyczaj odpowiedzialne stanowisko Kanclerza na dworze Filipa Dobrego (Philippe le Bon). Można śmiało zaryzykować twierdzenie, iż był „pierwszym po Bogu”.

Oboje z .żoną postanowili przeznaczyć znaczną część swojego osobistego majątku na sfinansowanie hospicjum. Hospicjum przeznaczonego wyłącznie dla najbiedniejszych biedaków burgundzkich. A takich zawsze tu było bez liku, bowiem nie była to ani urodzajna, ani bogata kraina, ale w szczególności została spustoszona przez szereg okrutnych kolei losu, wojen i potyczek. Dalsze losy zresztą również nie oszczędziły tego zakątka Francji, bowiem na skutek Rewolucji Francuskiej, wystawiono wszystkie majątki (w tym kościelne np. legendarny Château du Clos de Vougeot) na aukcje. Aukcje „dla ludu ( stąd przede wszystkim bierze się aż tak niesamowite rozdrobnienie tutejszych działek winiarskich).

Zwyczajowo, jedną z najbardziej widocznych oznak zamożności burgundzkich patrycjuszy, jak i ich bogactwa były (i są do dzisiaj dnia) bajecznie kolorowe dachy, wykonane z niezwykle odpornych na warunki atmosferyczne łupków. Kiedy więc Kanclerzostwo postanowiło sfinansować budowę rzeczonego hospicjum, zastrzegli oni w swoim projekcie, iż tylko połowa dachu będzie kolorowa. Miała to być połowa od strony podwórca, a więc ta część dachu, która będzie widoczna tylko dla hospitalizowanych nędzarzy. Natomiast druga połowa jest czarna jak smoła bowiem zgodnie z dyspozycjami Monsieur i Madame Rolin, pokryto ją wyłącznie czarnym łupkiem. Zapytasz pewnie drogi Czytelniku (a może Czytelniczko ?) dlaczego tak uczyniono. Otóż odpowiedź jest nad wyraz prosta:

Ciemna część dachu nie jest widoczna dla pacjentów, natomiast widoczna jest dla wszystkich innych mieszkańców Beaune, bowiem znajduje się od strony rynku (marché). Jako, iż ci „wszyscy pozostali” nie są chorymi nędzarzami, prawdziwą radość oglądania oszałamiającego swoim pięknem rzeczonego dachu, należy pozostawić wyłącznie pacjentom hospicjum !

BAJKA O MIŁOŚCI WIAROŁOMNEJ, WINIE I ŁOSOSIU



Dawno, dawno temu, za górami, lasami i morzami w pięknej krainie zwanej naonczas Gwynedd, a dzisiaj Szkocją, rządził król Rhydderch.

Królestwo jego było tak piękne, iż nadworni poeci i bardowie nie nadążali nad jego opisami:

Kraina obdarzona jeleniami, morzem otoczona,
Beztroskie kozły na szczytach, gałęzie jagód dojrzałych,

Strumienie wody mroźnej, dęby mroczne żołędziami ciężkie.
Tam psy gończe, jeżyny i tarniny,

Drzewa i gęste krzewy, jelenie pośród dębiny.
Głazy purpurą porosłe, łąki od trawy soczyste,

Twierdza wdzięczna grani, jelenie i pstrągi skaczące.
Łąki łagodne i świnki tłuste, ogrody piękne wprost nie do wiary,

Orzechy na leszczyny gałęzi, łodzie żeglujące w oddali.
Urokliwa w pięknej pogodzie, z pstrągami srebrnymi u brzegów,

Mewy krzyczące na klifach, Gwynedd wiecznie wspaniała.


Jako się rzekło krajem tym rządził król Rhydderch, rządził jednak nie sam, ale wraz ze swoją piękną małżonką Languoreth.

Małżonka owa była tyle piękna co niewierna i pewnego dnia znalazła sobie kochanka w osobie młodego żołnierza. Jako znak swej miłości podarowała mu nierozważnie pierścień, który wcześniej otrzymała od męża. Ujrzawszy pierścień na palcu żołnierza, król napoił go winem i rozbroił, a potem zerwał pierścień i rzucił w nurt rzeki.

Zdesperowana królowa zwróciła się o radę do świętego Munga. Święty ów, niezwłocznie wysłał sługę, by ten złowił w rzece rybę. Mężczyzna wrócił z łososiem, w którego trzewiach znaleziono wrzucony do wody pierścień.

Gniew króla został uśmierzony. Żołnierz zyskał ułaskawienie , a królowa przebaczenie.

BAJKA O PAPIEŻU I BURGUNDZIE



Dawno, dawno temu, ze 100 lat, ale może troszeczkę mniej, przyszedł na świat, w biednej wiosce pod Wadowicami, góral imieniem Jurek.

Kiedy to Jurek już wyrósł był na przystojnego, dorosłego górala, rodzice wysłali go "za chlebem" do Francji, gdzie zastała go II WŚ i gdzie trafił do niemieckiej niewoli. Udało mu się jednak, zwiać z transportu i ukrywał się na terenie Burgundii, gdzie dotrwał do końca wojny.

Po wojnie, Francja, jego nowa ojczyzna, była bardzo biedna, ale najbiedniejsza była prowincja francuska a w szczególności takie rejony jak np. Burgundia. Jej największymi bogactwami są wina (burgundy), plantacje czarnych porzeczek i słynny, wynaleziony jeszcze w średniowieczu przez mnichów benedyktyńskich Créme de Cassis, żeby nie wspomnieć o musztardzie Dijon. Nie są to jak wiadomo artykuły pierwszej potrzeby i dlatego więc piękna Burgundia cierpiała w owym czasie straszną biedę. Nie było można również praktycznie znaleźć tutaj żadnej pracy.

Nasz bohater Jurek, a właściwie teraz to już Georges, miał jednak sporo szczęścia, bowiem znalazł zatrudnienie u winiarza i ciężko pracował jako robotnik rolny, jednocześnie podpatrując w jaki sposób wytwarza się burgundy.

Jako się rzekło, bieda była tak powszechna, iż winiarz nie miał „kasy” na wypłatę dla swoich robotników. Jedynym wyjściem z sytuacji było ofiarowanie, w zamian za ich wysiłek, niektórych swoich winnic.

I w taki oto sposób, nasz ziomek został burgundzkim winiarzem z krwi i kości. Winiarzem na swoich 6 ha, co jak na Burgundię jest całkiem sporą domeną winiarską.

Jak przystało na prawdziwego górala, Jurek (Georges) jest głęboko wierzącym, praktykującym katolikiem Na ten przykład, przed jego domem w Morey St Denis, stoi święta figura Matki Boskiej, zupełnie jak w Polsce. Kiedy więc tylko zaczął studiować księgi otrzymanych winnic, ze zdumieniem odkrył, iż winna latorośl jednej z działek, (Morey Saint Denis Premier Cru) jest dokładnie rówieśniczką papieża JP II !

Trzeba Ci wiedzieć drogi czytelniku (a może czytelniczko ?) tej bajki, iż we Francji każdy krzak winnej latorośli [we wszystkich winnicach AOC], ma swoją metrykę, tzn. świadectwo urodzenia i pochodzenia. Dziecinnie proste jest więc sprawdzenie jego wieku. Otóż, ta konkretna parcela została posadzona dokładnie w roku urodzenia papieża Polaka.

Georges postanowił więc stworzyć specjalną cuvée Jean Paul II, aby uczcić tak zaiste niecodzienny fakt.

A kiedy burgund rzeczony był już dostatecznie dojrzały, traf chciał, iż nasz papież akurat świętował swoje jubileuszowe, osiemdziesiąte urodziny.

Pewnego pięknego dnia obuli więc oboje z żoną starannie wyczyszczone kierpce, wdziali krótkie koszule z luźnymi rękawami, przypięli do piersi piękne parzenice, Jurek wzuł na się najlepsze swoje sukienne portki, a Maryśka bajecznie kolorowe spódnicę i góralską chustę. Kiedy pozostał już tylko do założenia na głowę burgundzkiego winiarza, czarny kapelusz ozdobiony piórkiem i muszelkami, a na ramiona zarzucenie guni ze zwykłego, ciemnego sukna, pod pachę wzięli kartonik z sześcioma butelczynami Morey Saint Denis Premier Cru, Cuvée Jean Paul II i ruszyli w drogę na audiencję do Watykanu, aby osobiście wręczyć swój dar Ojcu Świętemu.

Jak wieść gminna niesie, papież tak bardzo polubił naszego górala - burgundczyka i jego burgunda, iż zaprosił go w następnym roku na audiencję prywatną.

Pogadać.

BAJECZNY EPILOG


W kilka miesięcy od napisania tej bajki, jej autor, innymi słowy bajkopisarz, został najwspanialej jak tylko można uhonorowany za swój trud:

email 22/01/2011

Dzień dobry Panu,

Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam Pana wpis na blogu o Jerzym Bryczku. Jest to wujek Mojej mamy . Przez wiele lat miała z nim kontakt listowy. Kontakt ten kilka lat temu się urwał.

Byłyśmy przekonane, że wujek zmarł i dlatego już nie odpisuje na listy. Pana wpis bardzo nas zaskoczył i uradował.

Jeśli byłoby możliwe, mógłby Pan napisać mi coś więcej na temat źródła Pana informacji, formie wujka, bo już chcielibyśmy wysłać jakieś zdjęcia i wiadomości.

Życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

Pozdrawiam serdecznie.

Renata

Autentyczne wzruszenie nie pozwala mi tego listu skomentować.

BAJKA O TYM JAK POLSKI KRÓL ZNISZCZYŁ WINIARSTWO EUROPEJSKIE


Onegdaj król polski Władysław III, zwany później Warneńczykiem, pod przemożnym wpływem naonczas panującego papieża, zerwał zdradziecko rozejm z Imperium Ottomańskim i wyprawił się z wielką krucjatą przeciw Turcji. Pomimo, iż zgromadził nad wyraz znaczne środki i siły w ilości ponad 25 tys. wojsk węgiersko-polsko-wołoskich, poniósł on był wielką klęskę w bitwie pod Warną nad Morzem Czarnym.

Większość relacji historycznych podaje, iż król ów nieszczęsny, poniósł śmierć na polu bitewnym, natomiast głowę jego, jako trofeum wojenne, sułtan przechowywał w garnku z miodem przez wiele, wiele lat. Ponieważ jednak nigdy nie odnaleziono ciała monarchy, dlatego szerzyły się opowieści o jego bohaterstwie i cudownym ocaleniu, które na ten przykład spowodowały zwlekanie z koronacją jego następcy, Kazimierza Jagiellończyka.

I tak nad wyraz rzetelne, historyczne źródła portugalskie, z uporem godnym lepszej sprawy przekonują, iż:

Isla de Madeira, en Portugal, donde se habría hecho llamar «Enrique, el alemán» y se habría casado con una noble portuguesa.

Co tłumacząc “na nasze” znaczy ni mniej ni więcej, iż upokorzony władca znalazł schronienie na atlantyckiej wyspie Madera. Osiadł był podobno w Madalena do Mar, nadmorskiej posiadłości darowanej mu przez portugalskiego króla, położonej kilkanaście kilometrów na zachód od Funchal, dzisiejszej stolicy wyspy. Materialnym śladem jego pobytu jest być może obraz "Spotkanie św. Joachima ze św. Anną pod złotą bramą", na którym, jak do dziś wierzą mieszkańcy Madery, został przedstawiony wraz ze swoją portugalską żoną Anną.

Władysław nie przyznawał się do swojego pochodzenia. Na wyspie był znany jako Henrique Alemao, rycerz św. Katarzyny na górze Synaj.

Koronnym dowodem podobnej teorii jest list napisany z Lizbony przez niejakiego Mikołaja Florysa do wielkiego mistrza krzyżackiego w Królewcu. Informował on o pobycie polskiego króla na wyspach portugalskich. Pismo przechowywane w Królewcu przetrwało ostatnią wojnę, bo całe archiwum zdążono przewieźć do Getyngi.

W dziesięć lat po bitwie pod Warną, które król mógł np. spędzić na pokucie w Ziemi Świętej, Władysław miał się pojawić na dworze Henryka Żeglarza, brata portugalskiego króla w Sagres, w Algarve. Król nadał mu ziemię na Maderze, co potwierdza dokument opatrzony datą 8 maja 1452 r., na którym widnieje już przydomek Alemao. Przydomek Alemao (po portugalsku Niemiec), który tajemniczemu obcokrajowcowi nadał podobno sam Henryk Żeglarz, nie musiał koniecznie oznaczać przybysza z Niemiec. W ten sposób określano w średniowiecznej Portugalii każdego mieszkańca Europy przybywającego spoza Renu i Alp, także Polaków i Węgrów.

Dla ówczesnych mieszkańców Madery to postać niezwykle tajemnicza, bo ciesząca się przychylnością samego Henryka Żeglarza. Henryk, albo domniemany Władysław, ożenił się z portugalską szlachcianką i miał z nią syna oraz córkę. Małżonkowie zostali sportretowani na przywoływanym już wcześniej obrazie autorstwa flamandzkiego malarza Herrimenta de Bles, który przez kilka lat mieszkał na Maderze. Mężczyzna z obrazu ma siwe, długie włosy, orli nos i mocny zarys czarnych brwi. Według ekspertyz historyków sztuki to nie są rysy portugalskie, ale twarz spotykana raczej w Europie Środkowej.

Henrique Alemao spędził na Maderze 20 lat. Po latach na wyspę przybyli podobno polscy franciszkanie i rozpoznali w nim swojego władcę. Namawiali go do powrotu. Wezwał go nawet w tej sprawie Henryk Żeglarz. W czasie drogi powrotnej z Algarve żaglowiec, którym płynął Władysław-Alemao, rozbił się u stóp potężnego klifu Cabo Girao. Roztrzaskała go w czasie burzy spadająca skała. Przed śmiercią miał wyjawić żonie, że jest polskim królem, a ona powiedziała o tym ich synowi.

Portugalscy badacze dziejów dawnych kontynuują:

Ahora salta a la luz una nueva fascinante hipótesis sostenida por el escritor portugués Manuel Rosa, autor de«Colón. La historia nunca contada» , quien asegura que Cristóbal Colón tenía orígenes polacos y por su venas corría sangre real.


Twierdzą oni mianowicie, iż rzeczony syn spłodzony na Maderze przez polskiego króla w związku z Anną, swoją portugalską małżonką, to nikt inny jak Krzysztof Kolumb, późniejszy odkrywca Ameryki !.

Historycy owi są jakoby tak uparci w chęci udowodnienia swojej teorii, iż zwrócili się do Katedry na Wawelu o pobranie szczątków jednego z Jagiellonów dla porównania DNA z takowymi słynnego żeglarza.

Miłośnicy wina i jego kultury na pewno doskonale wiedzą, iż rozwój winiarstwa i jego kultury trwałby w Europie zupełnie niezakłócony do dzisiaj dnia, gdyby nie Krzysztof Kolumb.

Otóż odkrycie Ameryki i w konsekwencji rozwój wymiany towarowej pomiędzy Nowym a Starym Światem, spowodowało przywleczenie do Europy niewinnego z pozoru robaczka, a precyzyjnie mówiąc - mszycy,o zgoła niegroźnej nazwie filoksera (phylloxera vatatrix).

Rzeczona filoksera tak rozsmakowała się korzeniach winnej latorośli, iż dokonała w dosyć szybkim tempie, to czego uprzednio nie udało się dokonać plemionom barbarzyńskim, a mianowicie zniszczyła praktycznie całe winiarstwo europejskie.

"Pod topór i ogień” poszły miliony hektarów upraw, w tym wszystkie francuskie crus.

Reasumując:

To nikt inny jak król polski, Władysław III Warneńczyk, zawinił był praktycznie totalnemu zniszczeniu winiarstwa w Starym Świecie.

BAJKA O WINIE, KTÓRE POTRAFIŁO ZATRZYMAĆ BŁYSK ISKRY



Za czasów Imperium Rzymskiego, plebs i niewolnicy raczyli się winami o nadzwyczaj podłej jakości, które należało jak najprędzej wypić, aby nie zamieniły się w ocet. Nieco lepsze, mulsum, dosładzane miodem, rozdawane było pośród pospólstwa i zwykłych żołnierzy, aby zapewnić sobie ich poparcie. Niewolnicy natomiast, skazani byli na lora, ekstremalnie cienkie, łykowate i gorzkie, a produkowane wyłącznie z wody, skórek i łodyg winogron.

Dla senatorów, pretorian, bogatych kupców i pozostałych przedstawicieli rzymskich elit, zarezerwowane było wino faleriańskie. Wino, które jak głosi legenda było tak gęste, iż skutecznie zatrzymywało błysk iskry.

Powstało ono, jak wszystko co boskie, li tylko dzięki bogowi. A bogiem tym był Bachus,
który w swojej śmiertelnej postaci ukazał się staremu rolnikowi o imieniu Falernus, żyjącemu na zboczach góry Massico (na granicy miedzy Lacjum i Kampanią). Mimo, że Bachus w niczym nie przypominał boskiej postaci, Falernus ugościł przybysza wszystkim co miał, mlekiem, miodem i owocami. Wzruszony Bachus wynagrodził staremu rolnikowi jego gościnność zamieniając mleko w wino. Falernus upił się i zasnął natychmiast. W tym momencie Bachus zmienił zbocza Massico w ogromną winnicę, zapoczątkowując tradycje i sławę wina, o którym głośno było w cesarstwie rzymskim.

Falerno, wychwalane i rekomendowane było przez wszystkich poetów klasycznego Rzymu. Pili je rzymscy cesarze i armia podbijająca świat dla rzymskiego imperium.

Ówcześni bajkopisarze twierdzili jednogłośnie, iż Falerno powinno dojrzewać nie krócej jak 20 lat, kiedy to osiągało szczyt swojej jakości. Równie jednogłośnie bajdurzyli oni takoż, jakoby rzeczone Falerno, z dobrego rocznika, mogło być leżakowane nawet ponad wiek.

BAJKI ANTYCZNE


PLATON

Wino to największy dar,
jakim obdarzył nas Bóg
______________________________

OWIDIUSZ

Wino otwiera serce na miłość,
chyba, że go zbyt wiele wypijesz
________________________________

AWICENNA
(medyk perski z XI w.)


Wino jest przyjacielem mędrca i wrogiem pijanego.
Jest gorzkie i przydatne jak rada filozofa.
Jest dozwolone dla ludzi światłych i zabronione dla głupców.
Wiedzie głupiego w kierunku ciemności i prowadzi mądrego do Boga.
Podobnie religia pozwala mądremu na jego spożywanie, a rozum broni ciemnego przed tym.
___________________________________

TALMUD

Gdzie braknie lekarstw,
tam konieczne jest wino.
____________________________________

REGUŁA ZAKONNA HELMODA
(XIII w.)


Osoby duchowne winny pić wina dużo,
bo w umiarkowanych ilościach drażni zmysły
(jest afrodyzjakiem).
____________________________________

BAJKA GARGANTUICZNA



W klasztorze Telemitów, mnisi i mniszki,
zgodnie z regułą, żyli razem w ogrodzie rozkoszy.

Wstawali z łoża, kiedy im się zdało;
pili, jedli, pracowali, spali, kiedy im przyszła ochota.

Co dokładnie oznaczało relaks i odpoczynek,
dobre picie i jeszcze lepsze jedzenie w całkowitej wolności
i szacunku dla siebie nawzajem.

W ich regule była tylko jedna zasada:

CZYŃ, CO CI SIĘ PODOBA,

a jednak nie znali niezgody czy anarchii.

(cyt: F.Rabelais, Gargantua i Pantagruel)

BAJKA O NIEWIASTACH W STANIE BŁOGOSŁAWIONYM, WINIE I KUBKACH SMAKOWYCH



Żeby wypić butelkę wina trzeba ją najpierw starannie wybrać i kupić. Dotyczy to nas wszystkich, ceniących wino i jego kulturę. Z kolei, im ktoś z nas jest większym entuzjastą wina, tym większą wagę przywiązuje do obu tych czynności. Nie jest to na pewno żadna bajka, tylko proza życia winomaniaków.

Bajką nie jest również fakt, iż poważni importerzy win, a także sklepy winiarskie, aby móc zaoferować sensowny asortyment ciekawych pozycji muszą je najpierw wybrać i kupić.

Jak łatwo zauważyć, opisane powyżej oczywiste oczywistości, mają tyle wspólnego z bajkami co piernik z wiatrakiem.

Bajecznym natomiast tematem jest zagadnienie w jaki sposób my wszyscy, ale również importerzy win, a także sklepy winiarskie realizujemy wspomniane wyżej czynności. Niektórzy z nas korzystają z osiedlowych sklepików spożywczych, stacji benzynowych, ulubionych supermarketów czy też ze sklepów winiarskich. Bardziej zdeterminowani z butików winiarskich i zaprzyjaźnionego tamże subiekta, sklepów internetowych, ale również śledząc dyskusje na forach internetowych. Najbardziej zdeterminowani twierdzą, iż prawdziwie bajeczne jest kupowanie win bezpośrednio u winiarza. Nie tylko bowiem można się dowiedzieć dosłownie wszystkiego o winach przez niego wytwarzanych, zdegustować je wszystkie zanim dokonamy zakupu, zapłacić najniższą z możliwych cenę, ale również osobiście„dotknąć” kultury wina i jej bajek. Totalnie niezapomniany i z reguły zupełnie niezwykły wine talking z winiarzem z krwi i kości daje nam zawsze takie możliwości.

Również importerzy win, jak i sklepy winiarskie stosują szeroki wachlarz metod zakupów. Poczynając od najbardziej prostych i nieskomplikowanych takich jak zakupy od większych hurtowników czy też sieci, zakupów na targach winiarskich, a kończąc na zakupach bezpośrednio u producentów.

„Bajeczną” zaiste metodę w tej materii stosuje, znana z doskonałego doboru win i ich atrakcyjnych cen, sieć TESCO w Wielkiej Brytanii. Otóż wykorzystują oni znany fakt, iż zmysł węchu, a co za tym idzie i smaku, jest lepiej rozwinięty u kobiet niż u mężczyzn. To naukowo udowodniono. Kobiety są lepszymi nosami. Ponadto udowodniono również, iż u kobiet w ciąży zarówno zmysł powonienia, jak i smaku są o wiele bardziej czułe niż kiedy nie są w stanie błogosławionym.

Żadne wino nie jest po prostu sumą wybranych komponentów zapachowych i smakowych. Wino jest produktem dużo subtelniejszym, a subtelności te o wiele lepiej potrafi zrozumieć znakomita większość kobiet, a damy ciężarne w szczególności.

Krótko mówiąc, o polityce zakupowej w TESCO (UK) decydują kobiety w ciąży !

Dyrekcja sieci wprowadziła od kilku lat świetny zaiste program zatrudniania na krótkie, kilkumiesięczne kontrakty terminowe dam takowych. W imieniu sieci podróżują one po całym winiarskim świecie i stawiają kropkę na „i”, które wina będą na półkach, a które na nich nie znajdą miejsca.

O parytetach, mowy tutaj być nie może, bowiem mężczyźni nie dość, iż mają zbyt toporne kubki smakowe, to również (o ile nam wiadomo) z nadzwyczajną wprost trudnością zachodzą w ciążę.

BAJKA O TOWARZYSZU WIESŁAWIE, WINIE TAJEMNYM I BANANOWEJ MŁODZIEŻY



W zamierzchłych latach 50 – 60-ych ubiegłego stulecia, synonimem złotej młodzieży był skuter. Przeważnie była to Vespa albo Lambretta, a filmem ikoną - “Dolce Vita” z Marcello Mastroianni'm.

W przaśnym, w owym czasie PRL-u, zgodnie z jedynie prawidłową drogą, jasno wytyczoną przez przewodnią siłę narodu - PZPR (dla młodszej części naszych czytelników, skrót ten znaczył: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza), nie było oczywiście miejsca na tego typu, przesycony zgnilizną imperialistycznego Zachodu styl życia.

Nawet jednak w tak szczęśliwym i radosnym społeczeństwie znaleźli się odszczepieńcy. Słusznie jednak i bezpardonowo napiętnowani zostali przez zdrowy i nie zdemoralizowany rdzeń naszego narodu. Nad wyraz trafnie nazwał ich, nieodżałowanej pamięci I-y Sekretarz PZPR, tow. Wiesław, który, dzięki swojemu światłemu i przenikliwemu umysłowi, użył ponadczasowego, jasnego i nie pozostawiającego żadnych wątpliwości określenia, a mianowicie: bananowa młodzież (dla młodszej części naszych czytelników: banan był w tych czasach i w tym kraju, towarem luksusowym, niedostępnym na rynku dla zwykłego śmiertelnika).

Tak samo we Włoszech, jak i w Polsce, czy to w PRL-u czy w RP, czy na całym świecie, złota czy bananowa (wszystko jedno) młodzież zawsze wiedziała, wie i wiedzieć będzie co dobre i bardzo dobre.

W tamtych, odległych latach kultowym miejscem weekendowych wypadów na skuterach, dla włoskiej młodzieży z okolic Udine i Triestu, stała się Trattoria Ramandolo w romantycznym miasteczku Nimis. Poza oczywistymi przymiotami - magnesami tego miejsca takimi jak rześki i ożywczy klimat pagórkowatej Friulii, niezapomniane, panoramiczne widoki z otaczających wzgórz pokrytych winnicami na rozległe doliny, gościnność gospodarzy i wyborna lokalna kuchnia, był jeszcze jeden, bardzo istotny powód. Powodem tym było, nigdzie indziej nie znane, lokalne wino o nazwie - Verduzzo di Ramandolo, które, w owych czasach można było nabyć jedynie w Trattoria Ramandolo.

Wydaje się iż, w owych prehistorycznych czasach, wcale nie byliśmy “gorsi”, u nasz, w PRL-u. Równie kultowym miejscem jak Trattoria Ramandolo, był Poraj w Zakopanem, a weekendowe wyjazdy na skuterach, przypominają do złudzenia sobotnio / niedzielne pobyty warszawki w Kazimierzu nad Wisłą. Powtórzmy: złota młodzież na całym świecie zawsze wie co dobre i bardzo dobre. Tak więc dla nas Vespą czy Lambrettą była Osa i PKS, Trattorią Ramandolo był Poraj i Kazimierz n/Wisłą, a substytutem Verduzzo di Ramandolo......banan.

Od tego czasu Poraj zniknął, i nigdy już nie pójdziemy tam na kanapkę z awanturką, sałatkę wiosenną, rydze z patelni i...wódeczkę.

Trattoria Ramandolo, z kolei, ma się doskonale, a nawet jeszcze lepiej, gdyż od opisywanych czasów, jest zawsze wymieniana we wszystkich przewodnikach turystycznych i na dodatek zyskała określenie Historical Trattoria Ramandolo.

Wpadnij kiedyś do mojej trattorii, usiądź na tarasie i spójrz przed siebie.

O ile będzie piękna pogoda, zobaczysz zapierający zaiste dech w piersiach widok całej doliny Friulii, na którego krańcu ujrzysz błękitne pasmo Adriatyku.

Natomiast, gdyby pogoda była trochę gorsza, a widoczność marna, to wypij w spokoju kieliszek DOCG RAMANDOLO*, a sam(a) się przekonasz, jak błyskawicznie powróci Ci optymizm na resztę dnia.


To są słowa Sergio Berra, właściciela historycznej Trattoria Ramandolo.

* DOCG Ramandolo, uważane przez wielu jako najbardziej tajemnicze wino w świecie, wino, które jest białe ale czerwone.

BAJKA Z MORAŁEM


Poniższą bajkę w całości i bez żadnych skrótów przytaczamy za Michel Montignac, który z uporem godnym lepszej sprawy twierdzi, iż to wcale nie jest bajka, ale historia autentyczna:

Simon to chłopiec 17-o letni, pochodzący z „dobrej”, mieszczańskiej rodziny z Bretanii. Zdał do ostatniej klasy w prywatnym liceum z internatem, w którym dzieli pokój z Josephem, synem przemysłowca z regionu Bordeaux. Dwaj chłopcy zaprzyjaźniają się szybko i na Święta Bożego Narodzenia, Joseph zaprasza Simona aby spędził tydzień w jego rodzinnym domu, obok Zatoki Arcachon. Ojciec Josepha ma w swojej piwnicy najlepsze wina Bordeaux. Należy dodać, iż zajmuje się on drukowaniem i dostarczaniem etykiet dla większości wielkich producentów win regionu. Matka Josepha, gotuje z kolei w sposób, który nie sobie równych, jak to często spotyka się w pięknych prowincjach francuskich, gdzie gastronomia jest jednym z bogactw lokalnych.
W rodzinie Josepha wino obecne jest przy wszystkich posiłkach, ale spożywane zawsze z umiarem. Kultura picia w tej rodzinie stanowi część kodeksu zachowania. Poza tym wina się nie pije, a jedynie degustuje.

Dzieci dosyć wcześnie poznały smak wina, bo w wieku 10 lat , kiedy to ich ojciec zaczął odkrywać przed nimi, w dawkach nieszkodliwych właściwości smakowe różnych win, nie tylko z prestiżowych winnic regionu Bordeaux, ale również z innych regionów zarówno we Francji, jak i w świecie. Nauka była do tego stopnia efektywna, iż Joseph w wieku 17 lat , podobnie jak jego o rok młodsza siostra, mógłby się równać z jakimkolwiek profesjonalnym sommelier’em.

W niedzielę, jak zawsze ojciec Josepha schodzi do piwnicy, i przynosi kilka wyjątkowych butelek, aby zarówno udoskonalić naukę swoich dzieci, jak i uhonorować gościa – Simona, którego zaproszono do stołu rodzinnego. Podczas gdy na stole pojawia się ogromny półmisek ostryg z Zatoki Arcachon, ojciec Josepha wyjmuje z kubełka z lodem butelkę białego wina, którego etykietę pieczołowicie zasłania. – Dzieci – mówi z chytrą miną, rozglądając się po wszystkich siedzących przy stole – mam tutaj pierwsze wino, o którym chciałbym od was usłyszeć nieco informacji – Nalewając wszystkim po pół kieliszka, jak profesor, który kończy wyjaśnianie problemu oświadcza:

– Proszę podać region produkcji, rodzaj wina, szczep winorośli, rocznik i to wszystko opisać w sposób dostatecznie wyczerpujący.

Simon, który jest z natury chłopcem nieśmiałym czuje się jak sparaliżowany. Ogarnia go poczucie paniki, kiedy patrzy jak każdy członek tej dziwnej rodziny sięga po kieliszek, kilka razy zatacza nim koło, zanurza nos i bada aromat, a następnie wypija jeden lub dwa łyki i oświadcza w kierunku ojca rodziny, który podekscytowany oczekuje odpowiedzi: biały burgund…Chablis…1992…chardonnay…kolor żółty jasny, połyskliwy…. bogaty aromat z nutą marakui….długie…

- Bardzo dobrze, fantastycznie ! Jestem z was dumny, mówi ojciec Josepha.

Tym momencie przy stole zapada grobowa cisza: cała rodzina właśnie dostrzegła, iż Simon nie tknął swojego kieliszka i siedzi cały spięty przy swoim talerzu.

- No, Simon, zwraca się ojciec do chłopca – nie lubisz Chablis ?
- Nigdy nie piłem wina, proszę pana !
- A u Ciebie w domu, rodzice piją przecież chociaż trochę wina ?
- Nie ! Może kiedy wieczorem wychodzą, ale w domu nigdy nie ma wina. Moja mama jest przeciwniczką alkoholu. Mówi, że i tak jest wielu alkoholików w Bretanii i dlatego nie chce żebyśmy pili wino.
- Och, to straszne – wtrąca matka Josepha ze strapioną miną, jakby Simon właśnie przekazał jej dramatyczną wiadomość.

Dwa dni później Joseph wraz z Simonem zostają zaproszeni na urodziny kuzynki Josepha – Sophie. Kilka minut po przyjściu na imprezę, przyjaciele rozdzielają się w tłumie, ale kilka godzin później, kiedy Joseph chce już wracać do domu, zaczyna szukać Simona. Znajduje go w barze, całkowicie pijanego. – Być może nigdy w życiu nie pił wina, ale whisky, to Twój przyjaciel dobrze zna ! – mówi z ironią Sophie.

Przez resztę roku szkolnego, Joseph zauważa, iż ilekroć Simon wychodzi to wraca podchmielony. Zaczynają się powoli od siebie odsuwać, pomimo, iż z konieczności dzielą nadal ten sam pokój w internacie. Joseph przyjmuje jednak zaproszenie, aby spędzić weekend w domu kolegi w Bretanii, głównie z ciekawości: chce zobaczyć jego rodziców – pijących jedynie wodę mineralną.

Ojciec Simona jest sędzią o twarzy kanciastej i oschłej, który dzieli swój czas między sąd, i mały strych w domu, gdzie trzyma kolekcję znaczków pocztowych. Matka Simona żyje w harmonii z mężem: jest smutna, zawsze ubrana na czarno, purytanka, a ponadto nieco zgryźliwa. Posiłki spożywa się w kuchni, a składają się one z puszek i dań gotowych, które matka Simona podgrzewa w mikrofalówce. Jedzenie jest dla niej stratą czasu i najwyraźniej nie sprawia jej żadnej przyjemności. W alkoholizmie upatruje ona źródła zła wszelkiego. Udziela się zresztą w stowarzyszeniu „prohibistycznym”.

W czasie swojego pobytu, Joseph zauważa, iż ojciec Simona ma szklany wzrok kiedy wychodzi ze swojej kryjówki filatelistycznej, i żuje zaciekle korzeń lukrecji, nawet tuż przed posiłkiem. „Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby tam pił w ukryciu” – myśli sobie Joseph. Jego przypuszczenie potwierdza zresztą nieco później przyjaciółka rodziny.

Na tym śmiało moglibyśmy zakończyć cytowanie autora i bajki godnej zaiste opowiadania Maupassanta, gdyby nie statystyki.

Statystyki bowiem nie są już bajką, a powiadają one, iż alkoholizm w danym regionie jest odwrotnie proporcjonalny do ilości produkcji wina. Inaczej mówiąc im więcej wyrabia się w danym regionie wina (np. Bordeaux czy Burgundia) tym mniej jest przypadków alkoholizmu. Regiony gdzie poziom alkoholizmu jest najwyższy, to właśnie te gdzie nie wytwarza się wina, w szczególności północ Francji ( Bretania, Pas-de-Calais). Z kolei region o najniższej konsumpcji per capita w całej Francji to………..Burgundia.


ŹRÓDŁO: Boire du vin pour rester en bonne sante.
Aut: Michel Montignac
,

BAJKA O SERZE


PYTANIE:
Dlaczego jest ser ?
ODPOWIEDŹ:
To jest najbardziej efektywny sposób przechowywania mleka.
_________________________________________

Kiedy to nasi pra,pra,pra-dziadowie zajmowali się głównie myślistwem i hodowlą, jednym z najbardziej istotnych problemów było znalezienie takiego sposobu przechowywania mleka, aby nie psuło się ono już w ciągu jednego dnia od udoju.

Jako, iż potrzeba matką wynalazków, jeden z naszych wyżej wspomnianych pra,pra,pra-dziadów wymyślił sposób przerabiania rzeczonego mleka w produkt, od tego czasu, zwyczajowo zwany - serem.

A miało to miejsce w Mezopotamii, 10 000 lat temu, gdzie górscy pasterze produkowali ser ze zsiadłego koziego mleka.

Jeden z nich, niejako przy okazji, stał się pierwszym w historii winiarzem, ale to już jest temat odrębnej bajki.

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA O TYM JAK SZAMPAN ZBAWIŁ KOBIETĘ UPADŁĄ


Popijanie szampana, bardzo często określanego jako napój diabelski, doprowadziło niejednokrotnie do skutecznego i nadzwyczaj przyjemnego skrócenia dystansu pomiędzy mężczyzną a kobietą,............żeby nie powiedzieć więcej. Proces ten, dzięki zaiste
magicznym właściwościom szampana, z reguły przebiega nad wyraz przyjemnie i rozkosznie.

Przy białych winach myśli się o głupstwach,
Przy czerwonych, rozmawia się o głupstwach,
Natomiast przy szampanie.......robi się głupstwa.


Jedną z autentycznych przyczyn takiego zjawiska jest niezaprzeczalny fakt, iż

szampan jest jedynym winem, po wypiciu którego,
kobieta pozostaje zawsze piękną.


Pierwszą osobą w historii, która wypowiedziała te epokowe słowa była Mme de Pompadour, a akurat ona właśnie, naprawdę znała się na rzeczy. Miała bowiem w tej materii niezwykle bogate doświadczenie. Jako oficjalna metresa Ludwika XV-go, będąc osobą nie tylko piękną, ale również nad wyraz inteligentną, była zawsze duszą towarzystwa na wersalskim dworze. Dworze gdzie królowało przede wszystkim pełne korzystanie z najwspanialszych uroków życia, innymi słowy z niepowtarzalnego francuskiego joie de vivre.

Takie życie pozbawione Króla Szampana nie miałoby po prostu żadnego sensu i treści.

To właśnie nikt inny jak właśnie Mme de Pompadour była autorką słynnego:

apres nous le deluge


Permisywność tutaj była autentyczna i absolutnie powszechna. Kiedy markiz de Talleyrand zastał żonę w sytuacji niedwuznacznej z jej aktualnym kochankiem (oczywiście w swoim małżeńskim łożu), stwierdził spokojnie:

Ależ Madame, musisz być ostrożniejszą,
co by ludzie powiedzieli gdyby to ktoś obcy wszedł teraz do naszej sypialni


Historia jednak, jak to zwykle bywa jest zawsze sprawiedliwa i niezbicie udowadnia, iż przynajmniej jedna dusza, i to nie byle jaka, została skutecznie zabawiona, właśnie dzięki magii Króla.

Rzeczona dusza , bowiem należała do kobiety upadłej, żeby nie powiedzieć - nierządnicy, a może nawet wręcz pospolitej ladacznicy.

Jeanie de Thierzy, popularnie zwana Jolie Baronesse, żyła nad wyraz rozwiąźle za panowania Ludwika XIV-go, w czasach kiedy to szampan nie był jeszcze wcale znany, a nad jego wynalezieniem, kończył właśnie swoje mozolne prace (trwające już od ponad 50-u lat), niejaki dom Perignon, mnich z opactwa Hautvillers, w Szampanii. Jeanie, w przypływie niewytłumaczalnego odruchu skruchy, zdecydowała się, pewnego dnia, udać do konfesjonału, wyznać swoje rozliczne grzechy i prosić o rozgrzeszenie. Jak powiada legenda, sama nie wierzyła, iż będzie mogła je uzyskać, mając na względzie swoje nad wyraz hulaszcze życie. Ha, ale niewytłumaczalnym, do dzisiaj, zrządzeniem opatrzności, spowiednikiem był nie kto inny jak tylko....dom Pérignon.

Mnich ów, wiedząc najlepiej co jest naprawdę dobre (przecież to właśnie on wynalazł szampana), bez większego trudu udzielił rozgrzeszenia owej upadłej niewieście. Rzeczona dama owa, już rozgrzeszona, postanowiła zrewanżować się wyrozumiałemu braciszkowi w sobie właściwy sposób. Ponieważ jednak tradycyjna metoda nie wchodziła w rachubę (on mnich, w podeszłym już wieku itp.), swoje wdzięki zaoferowała, niezwykle mało atrakcyjnemu, ale za to nad wyraz wpływowemu markizowi de Crequi, w zamian za to, iż zaprezentuje on wymyślony przez dom Pérignon'a trunek na dworze Ludwika XIV-ego.

Sukces był natychmiastowy i to tak wielki, że król zarezerwował dla swojego dworu praktycznie cały zapas wyprodukowany przez niezwykłego mnicha.

Na tym moglibyśmy zakończyć ową uroczą historię sukcesu szampana, gdyby nie nad wyraz trafny komentarz Jolie Baronesse opisujący jej poświęcenie dla dobra sprawy:

Spokój wieczny wart jest jednej miłosnej nocy bez przyjemności

Po tych perturbacjach EE (Erotyczno-Enologicznych), droga do wielkiego, rynkowego sukcesu szampana stanęła otworem, tym bardziej, iż niejaki Napoleon Bonaparte, w czasie swoich studiów w Akademii Wojskowej w Brienne, przyjaźnił się z Jean-Remy Moet'em, synem założyciela wytwórni szampana w Epernay. Wytwórnia ta, wkrótce przekształciła się w jeden z największych Maisons de Champagne , a mianowicie Moet-Chandon.

Legenda mówi, iż dom Pérignon był niewidomy, ale nie jest to zgodne z prawdą. Otóż, po prostu, podczas mieszania i młodych win z różnych winnic miał on zwyczaj kosztować je "na ślepo", aby nie sugerować się ich wyglądem , a jedynie smakiem, żywił bowiem przekonanie, że tak winogrona jak i wina z różnych miejsc i parcel, mają odmienny i wyjątkowy charakter . Opis takiego postępowania zrodził błędne przekonanie o jego rzekomej ślepocie. Gdyby braciszek ów mieszkał może w innym regionie winiarskim byłby bez wątpienia narażony, nie tyle na utratę wzroku, co na delirium tremens, a to z uwagi na ogromną mnogość rodzajów szczepów winogron, a co za tym idzie w parze; młodych win. Prawdziwym zrządzeniem losu, dom Perignon ograniczył swoje badania jedynie do trzech szczepów, a mianowicie: chardonnay, pinot noir i pinot meunier.

I tak już pozostało, na zawsze...........

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA Z EPOKI JURAJSKIEJ



Friuliańskich bajek słucha się najprzyjemniej na ulicy, przy nie do końca stabilnym, żeby nie powiedzieć, iż przy wręcz zupełnie pokracznym stoliku, zastawionym małymi szklaneczkami w absolutnie niezastąpionym towarzystwie butelczyny lokalnego wina.

Słuchać tych opowieści najlepiej i najprzyjemniej jest w towarzystwie dziarskich, zwykle w bardzo, a nawet bardziej niż bardzo, zaawansowanym wieku, rodowitych friuliańczyków, którzy każdego popołudnia, od niepamiętnych czasów, gromadzą się w podobnych miejscach, aby snuć wspomnienia, bajki, legendy i niesamowite zupełnie przypowieści.

Tradycja takich “ulicznych” spotkań, nosi tutaj nazwę tajut, kiedy to przy spotkaniu dwóch przyjaciół na ulicy, jeden drugiemu stawia kieliszek wina. Zaproszony przyjaciel musi zrewanżować się kolejnym kieliszkiem. Podczas kiedy przyjaciele popijają, jest wysoce prawdopodobne, iż dołączą do nich następni znajomi. Natychmiast zostają oni poproszeni o zajęcie miejsca i wypicie jednego kieliszka, i z kolei oni rewanżują się pozostałym.

Nasza bajka bierze jednak swój początek ni mniej ni więcej jak ok. 55 mln. lat temu.

Wówczas to, absolutnie niezmierzony ocean sięgał aż do podnóża dzisiejszych Alp Julijskich. Ocean pełen życia i przeróżnych stworów małych, dużych czy też zupełnie maleńkich, bardziej lub mniej przerażających, ale zawsze mających ogromny wpływ na dalsze losy tej pięknej krainy.

Jedną z istot zamieszkujących rzeczony ocean, był super drobny skorupiak o nazwie globigerina. Zdumiewającym zaiste faktem, jest to, iż tak samo jak występowały one w oceanach 55 mln lat temu, tak występują i dzisiaj !

Czasu więc było dostatecznie dużo, aby skorupki obumarłych globigerin, stworzyły gigantyczne wprost pokłady wapieni (np. jakże bliskiej nam kredy szkolnej).

Natomiast najbardziej zasmucający w tej całej historii jest fakt, iż rzeczone g. rozmnażały się i czynią to po dzień dzisiejszy , zarówno drogą płciową jak i bezpłciową. O zgrozo........

Kiedy nareszcie ocean się cofnął, pozostawił po sobie zupełnie niezmierzone pokłady tzw. mułu globigerynowego, z którego wykształciły się pokłady czystego wapienia, a ten z kolei stał się najbardziej istotnym elementem unikalnego, friuliańskiego terroir .

Dzisiaj, praktycznie wszystkie przewodniki winiarskie świata, zgodnym chórem donoszą, iż białe wina z regionu Friuli, przynajmniej o klasę przewyższają podobne wina z pozostałych części pięknej Italii. Wszystko wskazuje na fakt, iż to właśnie niepozorna globigerina może być tego pra-pra-przyczyną;

BAJKA BARDZO KULINARNA


Generał Charles de Gaulle nie był zwolennikiem wielkich bankietów, rautów czy też wystawnych przyjęć. Bardziej chyba niż w Pałacu Elizejskim wolał spędzać swoje wolne chwile u boku małżonki w ich skromnej posiadłości w Colombey-les-Deux-Eglises.

Nie można tego samego jednak powiedzieć, ani o jego poprzednikach, ani też o następcach.
Szczególnie zasłużonym na tym polu, okazał się być prezydent Emile Loubet, który w dniu 22/09/1900 wydał obiad dla ni mniej ni więcej jak 22 695 gości. Zaprosił on tego dnia wszystkich merów miast i miasteczek Francji do Ogrodów Tuileries (Jardins de Tuileries), z okazji tak świętowania pierwszej rocznicy pierwszej Republiki, jak i otwarcia w Paryżu Wystawy Światowej.

Do zorganizowania obiadu wynajęto firmę cateringową Potel&Chabot , która doskonale się sprawdziła przy organizacji rautów i bankietów z okazji wizyt w Paryżu cara Aleksandra III-go.

Dwa ogromne namioty, połączono prostopadłymi łącznikami, zapleczem kuchennym [11 kuchni], kredensem, namiotem administracyjnym żeby nie wspomnieć o „piwnicy” na wina.
Pod namiotami ustawiono 700 stołów o długości 10 m każdy [34-36 nakryć /stół]. Pomiędzy rzeczonymi stołami znalazło miejsce 100 stolików sommelierskich.

Obiad „pochłonął” 8 km obrusów, 8 km serwet, 25 000 serwetek, 125 000 porcelanowych talerzy, 30 000 talerzyków deserowych, 55 000 dużych, posrebrzanych widelców, 125 kieliszków różnej wielkości itp. Na dźwięk dzwonka elektrycznego 1 400 kelnerów (maîtres d'hotel) opuszczało kuchnie i w białych rękawiczkach podawali do stołu [1 maître d' na 16-18 gości] . To wszystko w asyście 700 maîtres d'hotel sommelier. Osobno należało zatrudnić 50 osób personelu piwnicznego (cavistes).

Ilość przewidzianego jedzenia [wszystko świeże] była równie imponująca: 400 łososi, 2 500 l majonezu, 6 000 funtów wołowiny, 3 500 tłustych pulard do pieczenia, 2 500 bażantów, 100 000 małych bułek i dodatkowo dla personelu 800 cztero funtowych chlebów.
Wina: 10 000 butelek Preignac, 8 000 Saint Julien, 9 000 wody mineralnej, 3 000 Haut Sauternes, 4 000 Margaux, 5 000 Champagne, i 3 000 wina dla personelu. Zwroty butelek wyniosły zaledwie 2 653 szt. Efektywny przepływ informacji, zapewniało 6-u rowerzystów, natomiast sam organizator posługiwał się małym 4CV De Dion.

Dzięki tak sprawnej organizacji, wszystkie dania zostały wydane w ciągu 1 godz 25 min !

MENU:
Hors d'œuvre
Darnes de saumon glacées parisienne Filet de bœuf Bellevue,
Pains de caneton de Rouen,
Poulardes de Bresse rôties,
Ballotines de faisan Saint-Hubert,
Salade Potel, Glaces Succés – Condé,
Deser


WINA:
Preignac w karafkach Saint Julien w karafkach
Haut Sauternes
Beaune, Margaux J.Calvet 1887
Champagne Montebello


Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA O PERSKIM KRÓLU, PIĘKNEJ HURYSIE, WINIE I MIŁOŚCI


Onegdaj Jamshid, król perski, po zakończeniu zbiorów winogron, umieścił je w glinianych dzbanach. Aby jednak uchronic rzeczome zbiory przed nieuczciwością swoich poddanych, na rozmieszczono napisy trucizna.

Jednakowoż król owy, [prawdopodobnie] nadmiernie będąc obciążonym sprawami sprawnego administrowania królestwem swoim, żeby nie wspomnieć o polityce zagranicznej, wkrótce o rzeczonych dzbanach zupełnie zapomniał.

W tym samym czasie jedna z najbardziej urodziwych hurys jego haremu, powodowana zwykłą i jakże przyziemną zazdrością, postanawia skończyć z tak marnym swoim żywotem na tym pełnym łez i rozczarowań nędznym padole, i aby tego dokonać w sposób ostateczny i nieodwołalny, decyduje się na jakże dramatyczny, w istocie rzeczy krok i, o zgrozo,…............wypija truciznę z jednego z dzbanów !

Ku jednak swojemu najwyższemu zdumieniu, zamiast przenieść ją w zaświaty, spożyty nektar, niczym, nie przymierzając – ambrozja, błyskawicznie przywrócił jej nie tylko nadwyrężone siły witalne, optymizm, jak i prawdziwą radość życia.

Uradowana niepomiernie podobnym, i jakże niespodziewanym, obrotem sprawy, dzieli się swoja radością i odkryciem z królem, który sam oczarowany działaniem napoju, przywrócił pięknej hurysie należne jej miejsce w haremie i od nowa zaczął ją darzyć nie tylko łaskami i specjalnymi względami, ale również prawdziwym uczuciem.

Od tego czasu wiemy, iż wino otwiera serce na miłość (chyba, że go zbyt dużo wypijesz).

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA BARDZO ŻYCIOWA


Nie wyobrażając sobie w najśmielszych nawet myślach, iż podobna sytuacja do niżej opisanej, mogłaby się zdarzyć w naszej ojczyźnie, przytaczamy bajkę w jej oryginalnym, anglosaskiom brzmieniu

After a few too many.....


1. We have absolutely no idea where our purse is.
2. We believe that dancing with our arms overhead and wiggling our butt while yelling "woo-hoo!" is truly the sexiest dance move around.
3. We've suddenly decided that we want to kick someone's ass and honestly believe we could do it
too.
4. In our last trip to pee, we realize that we now look more like a homeless hooker than the goddess we were just four hours ago.
5. We start crying and telling everyone we see that we love them sooooo much.
6. We get extremely excited and jump up and down every time a new song play's because "oh my god! I love this song!"
7. We've found a deeper/spiritual side to the geek sitting next to us.
8. We've suddenly taken up smoking and become really good at it.
9. We yell at the bartender, who we believe cheated us by giving us just lemonade, but that's just because we can no longer taste the gin.
10. We think we are in bed, but our pillow feels strangely like the kitchen floor (or the mop?)
11. We fail to notice that the toilet lid's down when we sit on it.
12. We take our shoes off because we believe it's their fault that we're having problems walking straight.


Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA O BOSKIEJ TRYLOGII: OZYRYS, DIONIZOS, BACHUS


Vena (wino, vin, wine, vino etc) = ukochany (w sanskrycie)

A wszystko wzięło swój początek w basenie Morza Śródziemnego, gdzie stało się przedmiotem boskiej trylogii:

Ozyrys – Dionizos – Bachus

Ozyrys

W Egipcie to bóg Re, bóg słońca i stworzyciel świata, sprowadził wino na ziemię. Przygotował on ten napój, aby uchronić ród ludzki przed gniewem bogini Hathor.
W późniejszym okresie, mitologia egipska dokonała syntezy między Re – słońcem dziennym, a Ozyrysem – słońcem nocnym. Wino było składane w ofierze Ozyrysowi, ponieważ w dzień jego narodzin, woda Nilu została przemieniona w wino.
Panowanie Ozyrysa na ziemi to tzw. "złoty wiek". Ozyrys wraz z Izis, swą małżonką wyprowadzili rdzennych Egipcjan ze stanu barbarzyństwa, król nauczył ich uprawy roli i jak czcić bogów, dostarczył niezbędnych narzędzi i ustanowił prawa. Izis zaś dała ludziom ubrania, lekarstwa, a także ustanowiła instytucję małżeństwa. Za panowania Ozyrysa zapanował ład, więc ludzie byli wdzięczni swoim władcom i wielbili ich.
Jednak nawet tak świetny władca jak Ozyrys posiadał wrogów. Rywalem tym był młodszy brat Ozyrysa, Set, który zazdrościł swemu bratu prawie wszystkiego. Twórcy mitu przypisują mu cechy będące odwrotnością cech Ozyrysa, a więc brutalną siłę i dzikość
Kiedy Ozyrys został zamordowany, jego ciało, pocięte na dwadzieścia sześć kawałków, wrzucono do wody. Korzystny wpływ nektaru był tak mocny, że Ozyrys odżył po tym, kiedy Izis zszyła wszystkie kawałki.

Dionizos
Pewnego razu wypróbowany pijak i kumpel Dionizosa satyr Sylen zasnął znietrzeźwiony w ogrodzie różanym. Tu znaleźli go słudzy króla Bromion, Midasa. Skrępowali i zawlekli do pałacu. Zaniepokojony przedłużająca się nieobecnością Sylena ruszył Dionizos na poszukiwania. Wkrótce od przygodnych pasterzy dowiedział się jak się sprawy mają. Przybył więc do Midasa i rozpoczęły się pertraktacje Ostatecznie za wydanie satyra uzyskał Midas dar, że wszystko, czego dotknie zamieniać się będzie w złoto. Sięga Midas po kielich wina, żeby się orzeźwić, a tu płyn.........zmienia się w złoto. Zrozumiał wtedy swój błąd, pobiegł za Dionizosem i wybłagał cofnięcie przywileju. Od tej chwili pił za czterech i szerzył kult Dionizosa w całym królestwie:

Bo srebro i złoto to nic,
chodzi o to, by wino pić !


W Grecji poprzez Dionizosa, syna Zeusa, wyrażać się będzie cała symbolika wina.
Jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, wino było łączone z krwią boga, który 6 stycznia każdego roku przemieniał w świątyni Andros wodę w wino. Co roku podczas świąt wiosennych odbywały się ceremonie ku czci Dionizosa, pod znakiem odrodzenia się poprzez wino – napój nieśmiertelności, ale także pod znakiem mocy seksualnej i płodności natury. Co roku więc miał miejsce rodzaj karnawału, podczas którego brano udział w paradzie z rzeźbą przedstawiająca ogromnego fallusa. Królowa święta łączyła się cieleśnie z mężczyzną, który symbolizował Dionizosa. To królewskie połączenie było rytuałem płodności i odrodzenia się wiosny.

Z Afrodytą spłodził Dionizos Priapa - chłopczyka o ogromnych genitaliach, znanego z wielu rzeźb greckich, których fotografie pocztówkowe znajdziemy w każdym szanującym się greckim kiosku położonym na turystycznych trasach. Wymiary Priapowego penisa nie są oczywiście symbolicznie przypadkowe. Wino czerwone (bardziej niż białe) jest wszakże afrodyzjakiem. Wzmiankują już o tym Piliniusz starszy i Plutarch.

Bachus
Dionizos symbolizował u Greków porządek, natomiast zupełnie inaczej miała się sprawa z Bachusem u Rzymian.

Poprzez słynne bachanalia Bachus symbolizował pijaństwo, rozpustę i nieporządek społeczny. Podczas kilku dni trwania tego święta poświęconego bogu wina obalane było tabu, wszystko było dozwolone, można było wszystko powiedzieć i prawie wszystko zrobić, podziały między klasami znikały i realizowana była prawdziwa fuzja społeczna. Rzymianie zinstytucjonalizowali w ten sposób coroczne rytualne naruszenie norm, które pozwalało zaakceptować porządek rzeczy przez resztę roku.

Tradycja tego święta antycznego zachowała się długo w postaci karnawału.

Święto nieporządku zorganizowane dla,
wzmocnienia porządku

(Freud).

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA O SZATANIE, HUNACH I BRACISZKACH ZAKONNYCH



Nawet w mrocznych czasach barbarzyńskich, winogrodnictwo i winiarstwo rozwijało się dalej dzięki Zakonom Benedyktynów i Cystersów . Jeszcze do XV-go wieku, wierni przyjmowali komunię pod postacią chleba i wina, co stanowiło przecież nieodłączny element liturgii chrześcijańskiej.

Na całe szczęście, z kolei, barbarzyńcy zawsze odczuwali lęk przed zakonnikami, posądzając ich o konszachty z szatanem.

Produkcja wina jak i jego konsumpcja była jednym z najważniejszych elementów klasztornego bytu bogobojnych braciszków. Doczesnego bytu, oczywiście.

Wystarczy powiedzieć, iż najważniejszą w klasztorze osoba [po opacie], był zawsze brat
odpowiedzialny za winnice: praepositus primus.
W IX wieku, konsumpcja wina wynosiła 1 132 litry rocznie na mnicha. Podzielone to przez
365, daje 3,1 l dziennie. Innymi słowy świątobliwi ojczulkowie spożywali ponad cztery [ dzisiejsze ] flaszeczki dziennie. Trudno się więc dziwić, iż na początku X-o wieku nastąpił gwałtowny rozwój winnic i winiarstwa, skoro świątobliwi braciszkowie najchętniej przyjmowali komunię pod dwoma postaciami.

Zakonnikom przyświecała im tutaj wiekopomna reguła Świętego Benedykta, który usankcjonował picie wina w regule zakonnej, głoszącej konieczność przydzielania go mnichom aby tak, aby mieli więcej sił do wypełniania surowych reguł

Niejako dla podkreślenia podobnej „filozofii wina”, zdając sobie sprawę z istotnego zagrożenia z uwagi na niewątpliwy fakt, iż wino jest afrodyzjakiem, inna reguła, tym razem mnicha Helmoda (XIII-y wiek) powiadała, iż osoby duchowne winny pić wina dużo, bo w umiarkowanych ilościach drażni zmysły.

Innymi słowy tak dla liturgii jak i dla „organizmu” konieczne były stałe dostawy wina.

Natomiast niejako drogowskazem takiego właśnie trybu życia, była niezłomna wiara, iż pijaństwo prowadzi do bycia świętym:
QUI BIBIT BENE DORMIT.
QUI BENE DORMIT, NON PECCAT.
QUI NON PECCAT, SANCTUS EST.
ERGO: QUI BIBIT SANCTUS EST.

Niejako przy okazji, zawdzięczamy mnichom tak epokowe odkrycia jak szampan, korki do butelek, czy też likier z czarnych porzeczek (Créme de cassis). Ostatni z wyżej wymienionych, wynaleziony został a laboratoriach klasztornych jako lekarstwo na żółtaczkę, natomiast dzisiaj stał się nieodzownym elementem słynnego burgundzkiego apéritif - Kir.

Mrówczej, benedyktyńskiej zaiste pracy i wysiłkom zakonników, zawdzięczamy precyzyjne opisanie rodzajów podłoża (gruntu), co np. w Burgundii stało się bazą dla całego, obowiązującego dzisiaj systemu apelacji.

W swoich gigantycznych zaiste pracach opisujących wszystkie burgundzkie działki (climats), pod kątem tego, które służyć mogą wyłącznie do uprawy pinot noir, a które chardonnay NIGDY się nie pomylili.

Jak głosi legenda, zarówno Benedyktyni, jak i Cystersi, aby bezbłędnie „zrozumieć” terroir…..jedli ziemię.

Braciszkowi nasi nie tylko jednak powołaniem duchowym i winem żyli, ale również takimi tematami doczesnymi jak np. jedzenie. Najlepszym przykładem niech tutaj będzie interesująca historia sera Citeaux, a więc sera, którego [ praktycznie ] do dzisiaj nie zmieniona receptura sięga XI-o wieku. Ser ów produkowany jest wyłącznie w jednym miejscu na świecie, a mianowicie przez mnichów Zakonu Cystersów w Abbaye des Citeaux, niedaleko Nuits-Saint-Georges. Na swoich łąkach wypasają oni 60 krów rasy Montbeliarde. Przesłanie mnichów jest takie, żeby wytworzyć tyle Citeaux, aby uzyskany przychód wystarczył na utrzymanie klasztoru, wyłącznie na ich bieżące potrzeby i….ani grama więcej. 40-u mnichom ser ów przynosi 70% dochodów, a produkcja wynosi zawsze 60 ton rocznie. Mnisi nie zapominają jednak o rzeczy najważniejszej, a mianowicie o modlitwie. Aby pogodzić powołanie z życiem doczesnym, braciszkowie owi produkują rzeczony ser wyłącznie dwa razy w tygodniu (wtorki i piątki), kiedy to przerywają swoje modlitwy i mozolnie wytwarzają ten burgundzki rarytas.

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010

BAJKA O TYM W JAKI SPOSÓB WYPRAWA KOLUMBA ZNISZCZYŁA WINIARSTWO W EUROPIE



Rozwój winiarstwa i jego kultury w Europie, trwałby zupełnie niezakłócony do dzisiaj dnia, gdyby nie Krzysztof Kolumb.

Otóż odkrycie Ameryki i w konsekwencji rozwój wymiany towarowej pomiędzy Nowym a Starym Światem, spowodowało przywleczenie do Europy niewinnego z pozoru robaczka, o zgoła niegroźnej nazwie filoksera (phylloxera vastatrix).

Rzeczona filoksera tak rozsmakowała się korzeniach winnej latorośli, iż dokonała w dosyć szybkim tempie, to czego uprzednio nie udało się dokonać plemionom barbarzyńskim, a mianowicie zniszczyła praktycznie całe winiarstwo europejskie.

W latach 1860 do 1880 „pod topór i ogień” poszły miliony hektarów upraw, w tym wszystkie francuskie crus.

Chichot jednak historii sprawił, iż jedyny skuteczny ratunek przyszedł do nas, do Starego Świata, nie skąd indziej jak z……Ameryki.

Mianowicie odkryto tam, w stanie Missouri, szczep winny całkowicie odporny na „działalność” filoksery. Szczep ten o nazwie Ozark stał się od tego czasu podkładką ogrodniczą dla wszystkich winnic, chroniąc je skutecznie przed rzeczonym robakiem made in USA.

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010