BAJKA O SZATANIE, HUNACH I BRACISZKACH ZAKONNYCH



Nawet w mrocznych czasach barbarzyńskich, winogrodnictwo i winiarstwo rozwijało się dalej dzięki Zakonom Benedyktynów i Cystersów . Jeszcze do XV-go wieku, wierni przyjmowali komunię pod postacią chleba i wina, co stanowiło przecież nieodłączny element liturgii chrześcijańskiej.

Na całe szczęście, z kolei, barbarzyńcy zawsze odczuwali lęk przed zakonnikami, posądzając ich o konszachty z szatanem.

Produkcja wina jak i jego konsumpcja była jednym z najważniejszych elementów klasztornego bytu bogobojnych braciszków. Doczesnego bytu, oczywiście.

Wystarczy powiedzieć, iż najważniejszą w klasztorze osoba [po opacie], był zawsze brat
odpowiedzialny za winnice: praepositus primus.
W IX wieku, konsumpcja wina wynosiła 1 132 litry rocznie na mnicha. Podzielone to przez
365, daje 3,1 l dziennie. Innymi słowy świątobliwi ojczulkowie spożywali ponad cztery [ dzisiejsze ] flaszeczki dziennie. Trudno się więc dziwić, iż na początku X-o wieku nastąpił gwałtowny rozwój winnic i winiarstwa, skoro świątobliwi braciszkowie najchętniej przyjmowali komunię pod dwoma postaciami.

Zakonnikom przyświecała im tutaj wiekopomna reguła Świętego Benedykta, który usankcjonował picie wina w regule zakonnej, głoszącej konieczność przydzielania go mnichom aby tak, aby mieli więcej sił do wypełniania surowych reguł

Niejako dla podkreślenia podobnej „filozofii wina”, zdając sobie sprawę z istotnego zagrożenia z uwagi na niewątpliwy fakt, iż wino jest afrodyzjakiem, inna reguła, tym razem mnicha Helmoda (XIII-y wiek) powiadała, iż osoby duchowne winny pić wina dużo, bo w umiarkowanych ilościach drażni zmysły.

Innymi słowy tak dla liturgii jak i dla „organizmu” konieczne były stałe dostawy wina.

Natomiast niejako drogowskazem takiego właśnie trybu życia, była niezłomna wiara, iż pijaństwo prowadzi do bycia świętym:
QUI BIBIT BENE DORMIT.
QUI BENE DORMIT, NON PECCAT.
QUI NON PECCAT, SANCTUS EST.
ERGO: QUI BIBIT SANCTUS EST.

Niejako przy okazji, zawdzięczamy mnichom tak epokowe odkrycia jak szampan, korki do butelek, czy też likier z czarnych porzeczek (Créme de cassis). Ostatni z wyżej wymienionych, wynaleziony został a laboratoriach klasztornych jako lekarstwo na żółtaczkę, natomiast dzisiaj stał się nieodzownym elementem słynnego burgundzkiego apéritif - Kir.

Mrówczej, benedyktyńskiej zaiste pracy i wysiłkom zakonników, zawdzięczamy precyzyjne opisanie rodzajów podłoża (gruntu), co np. w Burgundii stało się bazą dla całego, obowiązującego dzisiaj systemu apelacji.

W swoich gigantycznych zaiste pracach opisujących wszystkie burgundzkie działki (climats), pod kątem tego, które służyć mogą wyłącznie do uprawy pinot noir, a które chardonnay NIGDY się nie pomylili.

Jak głosi legenda, zarówno Benedyktyni, jak i Cystersi, aby bezbłędnie „zrozumieć” terroir…..jedli ziemię.

Braciszkowi nasi nie tylko jednak powołaniem duchowym i winem żyli, ale również takimi tematami doczesnymi jak np. jedzenie. Najlepszym przykładem niech tutaj będzie interesująca historia sera Citeaux, a więc sera, którego [ praktycznie ] do dzisiaj nie zmieniona receptura sięga XI-o wieku. Ser ów produkowany jest wyłącznie w jednym miejscu na świecie, a mianowicie przez mnichów Zakonu Cystersów w Abbaye des Citeaux, niedaleko Nuits-Saint-Georges. Na swoich łąkach wypasają oni 60 krów rasy Montbeliarde. Przesłanie mnichów jest takie, żeby wytworzyć tyle Citeaux, aby uzyskany przychód wystarczył na utrzymanie klasztoru, wyłącznie na ich bieżące potrzeby i….ani grama więcej. 40-u mnichom ser ów przynosi 70% dochodów, a produkcja wynosi zawsze 60 ton rocznie. Mnisi nie zapominają jednak o rzeczy najważniejszej, a mianowicie o modlitwie. Aby pogodzić powołanie z życiem doczesnym, braciszkowie owi produkują rzeczony ser wyłącznie dwa razy w tygodniu (wtorki i piątki), kiedy to przerywają swoje modlitwy i mozolnie wytwarzają ten burgundzki rarytas.

Copyright © by Adam Stankiewicz, VINTRIPS , 2010